wtorek, 27 grudnia 2011

rozdział I

Nieee. Nie biegnij tam. Tam jest przepaść. Czemu tam biegniesz? Dlaczego ja się nie mogę ruszyć? Ratunkuu!.
Obudziłam się. To tylko sen. To tylko sen. - zaczęłam powtarzać jak mantrę. No nie, już 7:00. To skandal! Czemu noc jest taka krótka? Eh, trzeba wstawać do szkoły.
-Rose wstawaj! - zawołała mama z dołu.
-Już wstaję . Co ja na siebie włożę? Ok. Szara bluza, rude jeansy i bluzka ze stones'ami.
Pośpiesznie ubierając się zeszłam na dół. Dziś jest koncert. Nasz wielki dzień. Nie wypada się spóźnić.
-Mamo zrobisz mi tosty ? - "maślane oczka".
-Dobrze już, dobrze. Zmykaj do łazienki. - powiedziała mama śmiejąc się.
Poranna toaleta i od razu jestem żywsza.
-Dzięki za grzanki - powiedziałam w biegu. Lecę. Pa :)
-Baw się dobrze - krzyknęła mama.
No nie, wystarczy że wyjdę krok za drzwi a od razu muszę się wywalić na lodzie. W oddali usłyszałam czyjś śmiech. Jasne to Jess.
-I co się ze mnie śmiejesz?
-Ty niezdaro ;) - powiedziała śmiejąc się w niebogłosy.
-Lepiej mi pomóż.
-Już, już. :) Wszystko ok?
-Ujdzie. Tyłek mnie boli. ;/ - burknęłam z grymasem.
-Bidulo. Musimy się pośpieszyć do szkoły.
-No to lecimy ;)
Dalszą drogę spędziły na rozmowie. A że Jess była chora to Rose miała jej do opowiedzenia dużo ciekawych rzeczy ze szkoły i nie tylko. Zaferowane rozmową nagle zobaczyły jego. Wysokiego bruneta z uśmiechem na twarzy.
-Cześć dziewczyny! ;)
-Hej! - odpowiedziały niemalże chórkiem. ...

początek ^^

Założyłam bloga. Taak. Tak mnie jakoś natchnęło. Jeszcze nie wiem o czym będę pisać. Może jakaś historia. Zobaczy się. <3